Podobno wolno upiec go tylko jeden raz w życiu. Podobno przed rozdaniem trzech części ciasta nie wolno go jeść. Podobno życzenie, które pomyślicie przy pierwszym kęsie na pewno się spełni. To teoria. A co w praktyce? Nie jest to chleb, raczej rodzaj bardzo słodkiego ciasta. Jest ono przepyszne. Nie lubi metalu, dlatego do jego przechowywania i mieszania używamy szklanej / plastikowej miski i drewnianej łyżki. Ciasto robimy przez siedem dni, od poniedziałku do niedzieli. A co najważniejsze - przygotowywanie go to naprawdę fajna zabawa :)
Co do mieszania, czy też jego braku na poszczególnych etapach jestem dość sceptyczna, ale się zastosowałam. Jeśli nie macie zaczynu, można przygotować go samodzielnie - na Interii wyczytałam, że wystarczy do tego 100 g mąki, łyżka cukru, 200 ml ciepłej wody i pół paczki suszonych drożdży - wszystko to razem mieszamy, odstawiamy na dwa dni w ciepłe miejsce w zamkniętym pojemniku, od czasu do czasu mieszając, a następnie na 24 godziny do lodówki. Oczywiście fajniej jest, gdy zaczyn dostaniemy od kogoś, ale wszędzie jest miejsce na małe oszustwa ;)
Rozpisałam się niemiłosiernie, czas przejść do konkretów. Poniżej wszystko, co w przeciągu tych siedmiu dni będzie nam potrzebne.
Składniki:
- zaczyn Hermana
- 500 g cukru
- 500 g mąki
- 250 ml mleka
- 250 ml oleju
- 3 jajka
- łyżeczka proszku do pieczenia
- opakowanie cukru wanilinowego
- szczypta soli
- wg uznania - 2-4 tarte jabłka, szczypta cynamonu, rodzynki, orzechy
Dużo tego, czyż nie? Pamiętajmy jednak, że z gotowego ciasta otrzymujemy trzy kolejne zaczyny. Ba, zaczyn można sobie zamrozić i mieć na potem, więc to naprawdę dobry interes ;) Zaczynamy!
Dzień 0
Staliśmy się posiadaczami zaczynu. Jeśli poprzednia osoba robiła Hermana zgodnie z procedurą z karteczki to jest dziś sobota albo niedziela, tymczasem do prac przystąpić możemy dopiero w poniedziałek. Aby ciasto odpoczęło do tego czasu przekładamy je ze słoiczka do miski, od razu dużej, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce, ale nie w słońcu.
Dzień 1
Dodajemy 250 g cukru i nie mieszamy. Przykrywamy jak było i niech sobie stoi. Mały tip - ja użyłam w drugim dniu mleka bezlaktozowego, które jest słodsze od takiego zwykłego z kartonu, stąd moje ciasto wyszło co prawda pyszne, ale mogłoby być jednak nieco mniej słodkie. W tym etapie zważając na słodycz mleka, zmniejszyłabym nieco ilość cukru. Warto to sprawdzić na początku.
Dzień 2
Wlewamy 250 ml mleka. Nie mieszamy. Nie, nie zepsuje się. Jeśli nie podglądaliście ciasta w dniu pierwszym, zróbcie to teraz. Od razu zrozumiecie, co oznacza stare powiedzenie, że ciasto jest głodne ;)
Dzień 3
Dodajemy 250 g mąki. Oczywiście nie mieszamy, Herman sam się wymiesza :)
Dzień 4
W tym dniu z kolei tylko mieszamy. Rano, w południe i wieczorem. Spójrzcie tylko, jak nasze ciasto wygląda po dniu takiego mieszania, miękkie, fajne, puszyste, aż miło mieszać :D
Dzień 5
Powiadają, iż cukrzyca nie bierze się z powietrza. Pora to sprawdzić ;) Kolejne 250 g cukru ląduje w, a raczej na naszym cieście, bo tradycyjnie już - nie mieszamy.
Dzień 6
Mieszamy. Rozdzielamy gotowe ciasto na cztery części - z jednej już jutro powstanie nasz "chlebek", trzy zgodnie z tradycją powinniśmy rozdać ludziom, którym dobrze życzymy ;)
Dzień 7
Do naszego ciacha wpadają ostatnie składniki - 250 ml oleju, 250 g mąki (w razie potrzeby można użyć więcej), 3 jajka, łyżeczka proszku do pieczenia (też nie wiem po co, skoro zaczyn jest drożdżowy, no ale skoro kazali...), szczypta soli i cukier wanilinowy. Tym razem mieszamy ;)
Na sam koniec do gotowego ciasta dodajemy to, na co akurat mamy ochotę - jabłka plus cynamon, orzechy, rodzynki... Ja poprzestałam na tych ostatnich. Gotowe ciasto wylewamy do wyłożonej pergaminem keksówki i pieczemy około godziny w temperaturze 180 st. C.
Jak widać, nie jest to zabawa czasochłonna, bo przez zdecydowaną większość czasu nasze ciasto po prostu sobie stoi. Wymaga nieco sumienności, bo nie lubi, gdy się o nim zapomina, ale to w zasadzie tyle ;) Przez długi czas oczekiwania na sam koniec aż nie można się doczekać momentu, w którym będziemy mogli skosztować ciasta. Serdecznie polecam, bo to fajna, smaczna i sympatyczna tradycja :)
Smacznego!
Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/kuchnia/kuchnie-swiata/news-hermann-niemieckie-ciasto-przyjazni,nId,898819?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/kuchnia/kuchnie-swiata/news-hermann-niemieckie-ciasto-przyjazni,nId,898819?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/kuchnia/kuchnie-swiata/news-hermann-niemieckie-ciasto-przyjazni,nId,898819?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/kuchnia/kuchnie-swiata/news-hermann-niemieckie-ciasto-przyjazni,nId,898819?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=edfwfjweifj
niam niam, smak dzieciństwa :)) :))
OdpowiedzUsuń